Podmiot A coś zrobił, w czym mu pomógł podmiot B, ale podmiotem A tak naprawdę był podmiot C, gdzie podmiot B to podmiot A, a sam podmiot B nigdy nie istniał. Wszystko to zlecił podmiot D, który w rzeczywistości jednak jest podmiotem B!
Tak mniej więcej rozumiem sens fabularny tego filmu. Ogląda się fajnie, ale ilość plot twistów do sześcianu przerosła możliwości mojego rzetelnego pojmowania. Naprawdę liczyłem na następcę Oceans Eleven, a zrobił się pseudo Gang Olsena. Wszystko to jakieś takie cukierkowe, piękne i nijakie. Bohaterom się udaje absolutnie wszystko.. no ale to za sprawą przebiegłego agenta, który to wszystko zaplanował.. I nieprawdopodobny plan został zrealizowany w stu procentach. Nosz, to przecież boli w oczy i wypala mózg w piecu kopalnianym. Nie wiem, może jestem za głupi na takie filmy, ale lubię wiedzieć co się stało i w jaki sposób.. albo chociaż móc sobie to wytłumaczyć po napisach końcowych, mając odpowiednią ilość poszlak pozostawionych przez reżysera. A tu? No.. Dobra, nie pamiętałem połowy filmu jakoś kilka dni po obejrzeniu, więc nie powiem. Złożoność scenariusza nie uwzględniła jednej rzeczy: przypadku. Lub inaczej. Ilość zmiennych nie istnieje, bo wszystko idzie jak po sznurku. W sumie po co się wysilam, ten film miał zostać "łyknięty" i faktycznie został. Doszukiwać się sensu.. nie ma sensu.